Svistaq Svistaq
114
BLOG

Prohibicją w pomorskie kamienie

Svistaq Svistaq Polityka Obserwuj notkę 0

 Wypadki w których giną ludzie zdarzają się często. Są wśród nich także te powodowane przez pijanych kierowców. Dlaczego w takim razie wydarzenie z Kamienia Pomorskiego urosło do poziomu narodowej tragedii? Dlaczego w każdym wydaniu Wiadomości, Wydarzeń, Faktów i innych głównościekowych dzienników przynajmniej przez chwilę porusza się ten temat. Śmierć szóstki ludzi to oczywiście olbrzymia tragedia. Czy jednak tak naprawdę to noworoczne nieszczęście przelało czarę goryczy? Problem wypadków „na podwójnym gazie” nie pojawił się przecież nagle. Zbrodnia jakiej dopuścił się Mateusz S. nie jest pierwszą tego typu. Pijani kierowcy niosą śmierć na drogach z mniejszą lub większą częstotliwością od wielu lat. Tym bardziej zdziwiła mnie lub bardziej rozśmieszyła wypowiedź przewodniczącego Komisji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości – bp. Tadeusza Bronakowskiego, któremu wydaje się, że znalazł sposób na rozwiązanie bądź ograniczenie problemu. Postuluje on bowiem ograniczenie punktów sprzedaży alkoholu.

 

Jaki sens ma głoszenie takich propozycji? To przecież jawny krok w kierunku prohibicji. A ta jak wiemy przynosi więcej złego niż dobrego. Biskup sugeruje, że zmniejszenie dystrybucji alkoholu doprowadzi do zmniejszenia jego spożycia. Śmiało mogę powiedzieć, że w tych słowach nie ma ani krzty zdroworozsądkowego myślenia.

 

Gdy w 1920 roku na skutek 18`tej poprawki do Konstytucji USA zakazano obrotu alkoholem na terenie Stanów Zjednoczonych wiele ruchów społecznych  wręcz kipiało z euforii. Czy mieli do tego powód? Oczywiście. Czynnik, który rozbijał rodziny został zanihilowany. Czy jednak ich sukces okazał się w długofalowych skutkach faktycznym tryumfem? Śmiem w to wątpić. Na skutek prohibicji nielegalny handel alkoholem wyrósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Zakaz jego dystrybucji doprowadził do powstania wielu grup przestępczych dla których stał się źródłem niewyobrażalnych zysków. Nie tylko gangsterzy bogacili się na przemycanym piwie czy whiskey.  Także miasta w nielegalny sposób rosły w siłę. Za najlepszy przykład posłuży Atlantic City, którego historia potęgi została w świetny sposób opisana w serialu HBO „Nielegalne Imperium”. Wyniosła ona do szczytu potęgi Ala Capone, Deana O`Banniona, Earla Wojciechowskiego i wiele innych legend półświatka. Zmusiło to w końcu władze federalne do ustępstw. W 1933 roku uznano ją za kompletną porażkę i zniesiono. Innym krajem w którym obowiązywała była… Sowiecka Rosja. Gdy w czasie Pierestrojki Michaił Gorbaczow postanowił walczyć z alkoholem także poniósł klęskę. Miłość do trunków wyskokowych u naszych wschodnich sąsiadów jest jak wiadomo ogromna. Skutek był jak łatwo można było przewidzieć odwrotny do zamierzonego. Dochody nieistniejącego już ZSRR spadły tak gwałtownie, że Gorbaczowowi nie pozostało nic innego jak wycofać się z szalonego pomysłu. Nie trzeba dodawać, że mieszkańcy Związku Radzieckiego w stosunkowo prosty i łatwy do przewidzenia sposób poradzili sobie z problemem. Trzecim przykładem kraju, którego dotknęła i dotyka nadal prohibicja jest Finlandia. Prawo nie jest jednak tak restrykcyjne. W kraju reniferów nie można bowiem kupować alkoholu od godziny 21.00. Czy kraj, który podobnie jak Polska czy Rosja należy do górujących w spożyciu wódki dotyka ten problem? W małym stopniu. Wraz z wprowadzeniem ograniczone prohibicji zalegalizowano tam bimbrownictwo na własny użytek. Ludzie nie kupują okowity bo mogą zrobić ją sobie sami.

 

Ograniczenie sprzedaży alkoholu nie jest jak mówi bp. Bronakowski rozwiązaniem. Ono tylko zaogni problem. Alkohol nie jest złotym runem. Proces jego wyrobu obił się o uszy praktycznie każdemu Polakowi a metoda grunwaldzka to wręcz klasyk. W razie mniejszego dostępu do alkoholu bez wątpienia wzrośnie produkcja „księżycówki”. A to może doprowadzić do wielu tragedii na skutek eksperymentów bimbrowników-amatorów.

 

Jak więc ograniczać liczbę Mateuszy S.? Odmienny sposób walki z pijanymi kierowcami zaproponował co ciekawe premier Donald Tusk. Tutaj jednak również dochodzi do komedii. Pijany kierowca ma stracić prawo jazdy na 3 lata i zapłacić grzywnę. Za pierwszym razem. Potem może być gorzej, ale kara zamyka się na odebraniu prawa jazdy na 15 lat i 100 000 złotych kary. Czy to dobre rozwiązanie? Na pewno skuteczniejsze niż pomysł biskupa. Tylko dlaczego kierowca, który raz wsiadł za kółko po wypiciu alkoholu ma możliwość zrobienia tego ponownie? Nawet po 15 latach? Oczywiście może dojść do sytuacji, gdy na rodzinnej imprezie zdarzy się wypadek i niezbędna będzie wycieczka do szpitala. Jednak brak prawa precedensowego w Polsce automatycznie sprawia, że każda sprawa jest rozpatrywana osobno. Mateusz S. był natomiast recydywistą w swoich „fachu”. Jaki sens ma liczenie na resocjalizację człowieka, który nie widział nic złego w kierowaniu pojazdem mając we krwi dwa promile. Resocjalizacja? W 2006 roku rzeczony mieszkaniec Kamienia Pomorskiego stracił już dokument na rok za jazdę pod wpływem. Nic go tamten przypadek nie nauczył, mało tego, pokazał, że poza chwilową utratą prawa jazdy nic mu nie grozi.

 

Jeśli faktycznie chcemy zmniejszyć liczbę wypadków na drogach z udziałem pijanych kierowców nie musimy karać całego społeczeństwa. Obowiązkowy alkomat w każdym samochodzie? W takim razie zamontujmy kraty w każdym oknie, bo gdzieś po pijaku człowiek wypadł z piątego piętra. Wystarczy zwiększyć obecny system karania. Nawet radykalniej niż proponuje to premier a właściwie jego doradcy. Zamiast 3 lat bez prawa jazdy zróbmy dziesięć. Radykalnie? A jeśli w czwartym roku od złapania ambicja i wysokie ego ponownie da o sobie znać? Dekada to okres długich przemyśleń a i zmian w życiu człowieka. Kary pieniężne także dotykają człowieka mocniej niż brak alkoholu w sklepie. Bo jeśli nie ma za co go kupić a nawet zrobić to jak będzie mógł znaleźć się w stanie upojenia? Czy więc pomysł biskupa jest trafny? Pozostawiam Wam. 

Svistaq
O mnie Svistaq

https://twitter.com/SwietlinskiMike

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka